1906. Wyjść z osobistego wieczernika

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 1 miesiąc temu
Dwa razy do roku wszystkie gałęzie skupione w Duszpasterstwie Akademickim "Centrum" spotykają się, aby wspólnie spędzić czas, a przez to poznać się wzajemnie i niejako zintegrować ze sobą. Na co dzień działamy w różnych grupach, które spotykają się w różne dni tygodnia, a więc raczej się ze sobą nie widzimy. Może jedynie w niedzielę podczas Mszy świętej, ale to też nie wszyscy i nie zawsze jesteśmy. A skoro wszyscy działamy w jednym duszpasterstwie to w założeniu jego opiekuna, czyli księdza Krzysztofa, musimy też mieć czas i przestrzeń do tego, aby wzajemnie się poznać. Jedną z takich okazji jest spotkanie wigilijne, o którym pisałam >>tutaj<<, a drugą - śniadanie wielkanocne.
W jednym z ostatnich wpisów wspominałam, iż tego typu spotkanie jest dla mnie nowością. W Oratorium i scholi były spotkania wigilijne, ale wielkanocne - jeszcze nie. Dlatego kiedy Madziałek wraz z Bartolinim po którymś spotkaniu powiedzieli mi o nim, aż podskoczyłam z wrażenia. Wiedziałam, iż po prostu chcę na nim być. Tym bardziej, iż atmosfera podczas Wigilii bardzo, ale to bardzo mi się podobała i tak jakoś człowiekowi cieplej zrobiło w środku, kiedy tak wszyscy razem siedzieliśmy przy stole.
Podczas wielkanocnego spotkania było nas mniej niż na Wigilii, ale atmosfera była nie mniej podniosła i radosna. Podobnie jak przed rokiem*, także i teraz gościła nas redakcja "Gościa Niedzielnego" oraz "Radia eM" udostępniając nam jedną ze swoich przestronnych sal. Ciekawostką jest, iż tuż za ścianą znajduje się Wydział Teologiczny.
Uroczyste śniadanie rozpoczęło się o 9:00 wspólną modlitwą oraz słowem wstępnym księdza Krzysztofa. Zaznaczył w nim, żebyśmy starali się podczas spotkania podejść do każdego, zwłaszcza do tych, których nie znamy i zamienić z nim kilka słów. Argumentował to tym, iż o ile za życia nie nauczymy się nawiązywać i utrzymywać ze sobą relacji, to tym bardziej nie będziemy potrafili nawiązać ich w życiu wiecznym, do którego każdy z nas dąży. choćby sam wystrój sali miał na celu nas do tego zmotywować - na środku stał stół, ale nie było wokół niego krzeseł, które stały pod ścianami. Tak więc każdy z nas owszem mógł na nich w razie potrzeby usiąść, ale raczej preferowano chodzenie i rozmawianie ze sobą wzajemnie. Mi samej udało się zamienić kilka słów z nieznanymi wcześniej osobami. Nie było to dla mnie łatwe, takie wyjście ze strefy komfortu i dobrze znanego sobie grona, ale chyba w pewnym stopniu się to udało.
Na spotkania zawsze każdy coś przygotowuje. Ogólnie wcześniej wypełnia się formularz uczestnictwa, w którym każdy deklaruje co przyniesie. Na Wigilię robiłam sałatkę, teraz zdecydowałam się na mazurek. Jak już wspominałam kilka dni temu - był to mój debiut i tak naprawdę nie wiedziałam, czy w ogóle mi on wyjdzie, czy masa się uda, czy będzie smakować itp. W sobotni wieczór, kończąc dekoracje, zastanawiałam się nawet, czy nie porwałam się z motyką na słońce. Na szczęście już podczas śniadania okazało się, iż wypiek smakował wszystkim, którzy go skosztowali. Duże podziękowania skierowałam tutaj w kierunku Janka, który bardzo sprawnie pokroił całość na mniejsze części. Mnie by się to nie udało, a na pewno nie podzieliłabym tego aż tak ładnie. Poza tym było sporo innych ciast, sałatek, jajek, pieczywa, wędlin i kiełbas. Myślę, iż choćby najbardziej wybredna osoba znalazła w tym wszystkim coś dla siebie. Chociaż niektóre potrawy wyglądały tak ślicznie, iż aż żal było ich jeść.
Pamiątkowe zdjęcie uczestników duszpasterskiego śniadania wielkanocnego
Spotkanie trwało ok. dwóch godzin, po czym udaliśmy się do kaplicy na Wydziale Teologicznym, gdzie odbyła się Msza święta. Ponieważ na wydziale odbywała się jakaś wystawa piór wiecznych, nie mogliśmy jak zwykle wystawić części krzeseł przed kaplicę i zmuszeni byliśmy zmieścić się w jej środku. Jak to na końcu Mszy stwierdził ksiądz Krzysiu - chyba choćby projektanci tej kaplicy nie przewidzieli, iż zmieści się w niej ok. 100 osób. Było ciasno, czasami choćby duszno, jednak jakoś dało się wytrzymać. Zwłaszcza, iż ksiądz nie rozwodził się podczas kazania, którego główna myśl skupiała się wokół stwierdzenia, iż Jezus przychodzi do każdego z nas, choćby o ile drzwi naszych domów są niejednokrotnie zamknięte, chcąc tym samym abyśmy wyszli na zewnątrz z naszych własnych wieczerników, tak samo jak chciał w Ewangelii, aby apostołowie opuścili z pozoru bezpieczny wieczernik i wyszli do ludzi. Również i my powinniśmy wychodzić do ludzi i po prostu być z nimi. A właśnie takie spotkania jak to wielkanocne są doskonałą ku tego okazją.

* rok temu jeszcze nie było mnie w Duszpasterstwie, ale wiem od innych
Idź do oryginalnego materiału