1922. Przyjemnie było poznać przygody Sary Crewe w wersji filmowej

na-sciezkach-codziennosci.blogspot.com 2 tygodni temu
A tą kupili mi z czasem
rodzice
Tą wersję dostałam na koniec
IV klasy
Tyle razy czytałam "Małą księżniczkę" autorstwa Frances Hodgson Burnet, ale nigdy jeszcze nie widziałam jej filmowej wersji. Książkę, którą otrzymałam na zakończenie czwartej klasy, pokochałam od pierwszego przeczytania. Być może wstyd się do tego przyznać, ale jej główna bohaterka, Sara, była mi bliższa niż uwielbiana przez moje rówieśniczki Ania Shirley z Zielonego Wzgórza. Doszło choćby do tego, iż rodzice kupili mi dodatkowy egzemplarz tej powieści, który zabrałam sobie na wieś, aby nie zniszczyć mojej szkolnej nagrody. Bo w domu siadałam przy biurku albo na łóżku i czytałam. A na wsi książkę brałam ze sobą wszędzie - do ogrodu, przed dom, choćby kiedy szłam wypasać krowy w pole. I chociaż zakupiona potem wersja trochę różniła się od tej otrzymanej w szkole w tłumaczeniu (było ono starsze), a ja z każdym rokiem stawałam się coraz starsza i dojrzalsza, to w każde wakacje z wielką euforią powracałam do tej pozycji. Zresztą z powodu braku innych rozrywek w deszczowe dni (bo w pogodne biegało się z innymi dzieciakami tu i tam), pozostawały mi książki. Najczęściej więc już w wakacje miałam przeczytane wszystkie lektury szkolne przewidziane w danej klasie, ale nie tylko.
Wiedziałam, iż książka została zekranizowana, a pierwszy raz to nastąpiło jeszcze w 1939 roku. Potem była wersja z 1995 roku i w końcu ta ostatnia z 1997 roku. Poza tym powstało kilka seriali, także animowanych, opartych na podstawie książki. Z ciekawości postanowiłam sprawdzić, czy któryś z nich jest dostępny w internetowych czeluściach. I ku mojemu zaskoczeniu, mieszającego się z radością, odkryłam, iż można obejrzeć wersję z 1939 roku, w dodatku z polskim lektorem. Już wiedziałam, jak zagospodaruję sobie wczorajszy wieczór, zwłaszcza iż film trwa 1,5 godziny.
Akcja filmu rozpoczyna się w 1899 roku, kiedy kapitan Ralf Crewe przyjeżdża wraz ze swoją siedmioletnią córką, Sarą, do Londynu. Wojskowy samotnie wychowuje dziecko, a ponieważ został powołany do wojska, postanowił powierzyć ją opiece ekskluzywnej szkoły dla dziewcząt w stolicy kraju. Jej właścicielka, panna Maria Minchin, początkowo była niechętna przyjęciu nowej uczennicy, dowiedziawszy się jednak o bogactwie, jakie posiada kapitan Ralf, zgadza się na to. Dziewczynka dostaje osobny pokój, pokojówkę, ma także zapewnione przejażdżki na prywatnym kucyku. Pomimo bogactwa pozostaje jednak miła dla innych i gwałtownie zjednuje sobie sympatię innych dziewcząt uczących się na pensji. Wszystko zmienia się w dniu 11 urodzin dziewczynki, kiedy okazuje się, iż jej tata zginął w dalekim kraju, a ona sama została bez grosza przy duszy. W rezultacie zmuszona była zamienić apartament na skromny pokoik na strychu, sama zaś staje się służącą innych dziewcząt, w ten sposób spłacając swój pobyt na pensji. Wiele dawnych przyjaciółek odwróciło się wtedy od niej, ale znalazły się też takie, na których wsparcie zawsze i wszędzie można liczyć. W dodatku gdzieś w głębi serca czuła, iż ukochany tata jednak żyje, musi go tylko odnaleźć. W tym celu wypytuje wojskowych wracających z wojny, czy nie widziała jej taty, a także odwiedza miejscowy szpital, do którego są przywożeni ranni z frontu. Pomagają jej w tym jej dawni przyjaciele, a także... sama królowa Wiktoria, która w tamtym okresie rządziła krajem.
Na początku myślałam, iż film bardziej mnie rozczaruje, ale nie, oglądało mi się go bardzo dobrze. Pomimo ograniczonej przestrzeni czasowej bardzo treściwie przedstawia historię małej Sary, chociaż jest w niej wiele rozbieżności. Mam tu na myśli początek, gdzie wskazany jest rok rozpoczęcia akcji (w książce nie ma nic na ten temat, ale jak dla mnie tutaj reżyser podziałał na korzyść) oraz koniec, który jest dużo bardziej optymistyczny. Mimo tego można bez problemu odnaleźć ważniejsze wątki zaczerpnięte z książki.
Postać Sary tradycyjnie mnie zachwyciła. Duża w tym zasługa Shirley Temple, wcielającą się w tą osobę. Jej urok i wdzięk sprawiają, iż nie sposób jej nie lubić. Dziewczynka przez lata uczyła się w szkole tańca, co można było wykorzystać w filmie chociażby w taki sposób:

Ekranizacja jak najbardziej mi się podobała i nie żałuję czasu poświęconego na jej obejrzenie. Myślę, iż w miarę ciekawie i przejrzyście przedstawia problematykę książki. Kilka scen wywołało u mnie szerszy uśmiech, co nie zawsze jest u mnie oczywiste. Chciałabym jeszcze obejrzeć, w wolnej chwili, inne adaptacje, aby zobaczyć, jak inni reżyserzy poradzili sobie z tym tematem w późniejszych latach.

Idź do oryginalnego materiału