Ciało(nie)pozytywność – z pamiętnika grubej

dziecisawazne.pl 1 rok temu

Jak to jest być grubym dzieckiem?

Byłam grubym dzieckiem. Jak teraz patrzę na zdjęcia, to tak naprawdę byłam dzieckiem z lekką nadwagą, a miałam wrażenie, iż jestem gigantyczna, tak samo jak gigantyczny wydawał się wszystkim problem mojej wagi. Mam teraz za sobą dwie magisterki, firmę, dobrą pracę. Mam też poczucie, iż jestem dobrym i mądrym człowiekiem. Osiągnęłam sukces, bo zbudowałam społeczność wokół Self-Reg. A jednak jeszcze do niedawna w tej mojej układance szczęśliwego życia brakowało mi kontaktu ze swoim ciałem.

Pamiętam, jak przezywały mnie dzieci. Słyszałam: „Ej, gruba, uważaj, bo schudniesz” kiedy biegałam, bo tata mówił, iż wystarczy mniej jeść i więcej się ruszać. Odchudzała mnie mama i lekarze, zalecając niepicie kompotu i niejedzenie bardzo wielu rzeczy, które lubiłam jeść. Nie mówili, co mogę jeść. Na szczęście dzięki mamie (i swoim zdolnościom) zawdzięczam poczucie wartości w innych obszarach. Zawsze byłam najlepszą uczennicą, bo przyswajanie wiedzy przychodziło mi łatwo. Jednak pamiętam jeszcze, iż jako nastolatka czułam się gorsza i nie taka. Chowałam się wtedy pod luźnymi, męskimi ubraniami i odsuwałam od rówieśników. Myślę, iż to było główną przyczyną moich depresji nastoletnich. Miałam wtedy poczucie, iż jestem obca i nie taka.

Uwaga! Reklama do czytania

Granice dzieci i dorosłych

Prosta w zastosowaniu koncepcja granic osobistych pomaga porozumiewać się i współpracować z dzieckiem, unikać nieporozumień i codziennych dramatów.

Odwiedź księgarnię Natuli.pl

Odchudzanie na siłę i na samokontroli nie daje efektów

Byłam też leczona z kilku dziwnych dolegliwości, które prawdopodobnie były zaczątkami choroby autoimmunologicznej. Już wtedy mój organizm był niewydolny w oczyszczaniu się z toksyn i nadmiaru kortyzolu. Mimo wyglądu jak pączek w maśle miałam anemię. Leczenie zwykle polegało na tym, iż lekarz kazał schudnąć. Jako nastolatka brałam choćby leki odchudzające. Prawdopodobnie zrobiły więcej szkód w moim organizmie niż przyniosły pożytku, nasilając trudności z wydolnością wątroby i nerek. W pogodni za prawidłowym BMI przeszłam wiele diet, w tym w dorosłości już Dukana i ketogeniczną, które na chwilę dały szczupłość. Ćwiczyłam aerobik codziennie, by spalić kalorie, ale też z różnym efektem. Czytam mnóstwo porad o zdrowym żywieniu i wciąż próbuję odżywiać się zdrowo, widzę jednak jak bardzo te porady są nieraz sprzeczne.

Znam temat jo-jo. Znam wilczy głód po odmawianiu sobie przez dłuższy czas zjedzenia tego, co mi sprawia przyjemność. Na dodatek liczne diety wywołują dalsze spowolnienie przemiany materii, więc nie chudnę chociaż staram się jeść zdrowo i nie w nadmiarze. Prześledziłam temat zajadania emocji, przepracowałam, co tylko mogłam. Nie jem glutenu nabiału i cukru. Ok, czasem „pękam” bo nie ma nic innego w domu, nie chce mi się już znowu wymyślać, robić, jeść ryżu z kalafiora i bułeczek z brokuła z mąką kokosową, jednak rzadko. Mimo to moje ciało przez cały czas robi co chce – raz chudnie samo, raz „puchnie”, zwłaszcza kiedy jestem bardziej aktywna i w stresie.

Twoje ciałopozytywne dojrzewanie. Dla chłopców w wieku 8-12 lat

To książka przepełniona empatią oraz wiedzą o dojrzewaniu i emocjach. Z prawdziwymi historiami chłopaków. Jest ciałopozytywna, bo:

  • daje rzetelną i przystępną wiedzę, która pomoże zrozumieć zmiany związane z okresem dojrzewania
  • podkreśla związek między ciałem, a emocjami
  • pomaga budować pozytywny język wobec siebie i swojego ciała

Czuć i kochać swoje ciało

Swoje ciało zaczęłam czuć dopiero koło czterdziestki. I kochać je – odrobinę i trudną miłością – takie, jakie jest. Z tym BMI, które jest. Zaczęłam też myśleć od innej strony – jem i dbam o swoje ciało nie po to, żeby schudnąć, ale by czuć się lepiej. By nie czuć bólu łuszczycowego zapalenia stawów. Bo koło czterdziestki poczułam, iż moje ciało boli. Że nie kochane, zużywane na maksa (sen? przecież mam małe dziecko i firmę? odpoczynek? spacer? patrz wyżej? kąpiel w pianie, bo przyjemność też jest ważna? może czasem) po prostu, zwyczajnie boli. Nie odkryłam tego sama. Byłam tak odcięta od swojego ciała, iż trzeba było aż treningu MBSR i wielokrotnego skanowania ciała, żebym dopuściła do siebie ból i dowiedziała się, iż mam chorobę autoimmunologiczną.

Jednak od czucia bólu jest kawałek drogi do tego, żeby zacząć słuchać nie tylko krzyku ciała, ale też jego cichych podszeptów z prośbą o odpoczynek. Choroba musiała mnie zwalić z nóg, dosłownie, tak żebym nie była w stanie wstać z łóżka, z bólu i potwornego zmęczenia. Zmusiła mnie, żebym zawiesiła działalność gospodarczą i zaczęła chodzić na spacery albo po prostu robić to, co lubię.

Z pokolenia na pokolenie

Niestety, to co myślimy o własnych ciałach i o tym, co trzeba, przekazujemy z pokolenia na pokolenie. I zamiast lepiej, jest coraz gorzej. Mam córkę. Córkę, która była na brzegu (a może już nieco pod wodą) zaburzeń odżywiania. Mówi, iż połowa (!) jej klasy miała/ma zaburzenia odżywiania. I obsesję na punkcie chudości. Czyli spora część dziewczyn. Częściowo widzę w tym swoją spuściznę. Widziała, jak się odchudzam i walczę z własnym ciałem. Tak jak ja widziałam swoją mamę.

Jednak widzę w tym też ogromną rolę mediów i społecznego dialogu na ten temat. Zwłaszcza media społecznościowe promują kult zdrowej (czytaj szczupłej lub wręcz chudej) sylwetki. A także lekarze, którzy nie zawsze szukają przyczyn, ale po prostu alarmują i każą schudnąć, bo patrzą statystycznie. A kiedy patrzymy statystycznie, możemy przegapić pojedynczego człowieka – z jego zmaganiami, trudnościami, stresem i procesami fizjologicznymi przebiegającymi tak, a nie inaczej. Do dialogu na temat otyłości włącza się też państwo, bo jest to problem dotykający coraz większej grupy dzieci.

Jednak w tym dialogu często stawiamy jako społeczeństwo znak równości pomiędzy grubym a chorym. W domyśle nie takim. Niewystarczająco starającym się, by schudnąć. Leniwym, żarłocznym. Egoistycznym. Nie sięgamy do przyczyn, które leżą choćby w nadmiernym stresie. Nie zastanawiamy się, jaką krzywdę robimy dzieciom, których wygląd odstaje od normy. Wiem też, iż idea odchudzania na zasadzie samokontroli i na przeróżnych dietach ma się dobrze. Biznes ma się dobrze. Tylko czy my, jako społeczeństwo mamy się dobrze?

Czy naprawdę najważniejsze to schudnąć?

Często pod otyłością i nadwagą kryje się wiele czynników takich jak dysregulacja procesów metabolicznych w ciele, emocje, wysoka wrażliwość i wysoka reaktywność na stres. Kiedy zajmujemy się tylko tym, by dziecko schudło, możemy przegapić to, co pod spodem i ukryte. Możemy też naszym dzieciom zafundować drogę przez mękę, niskie poczucie wartości i odcięcie od ciała. Jak pisze Christiane Northrup w książce Ciało kobiety. Mądrość kobiety: „ekstremalna presja na kobiety, by były chude, często ma okaleczające konsekwencje dla ich pewności siebie i życia jako takiego […] Szacunek do siebie w istocie pomoże ci osiągnąć optymalne rozmiary. Dzieje się tak, gdyż uczucia związane z szacunkiem do samego siebie stwarzają w ciele środowisko metaboliczne, które sprzyja optymalnemu spalaniu tłuszczów” [1]. Pod presją przestajemy akceptować swoje ciała i chcieć dla nich dobrze. Wiemy tylko, iż budzą nasz wstyd i niechęć innych.

Czy byłoby inaczej, gdyby od dzieciństwa był mi znany nurt, który dopiero od niedawna zyskuje na uwadze szerszej publiczności – ciałopozytywność, czyli ruch społeczny mówiący o tym, iż każdy powinien móc akceptować swoje ciało? Tego nie wiem. Wiem jednak, iż w społeczeństwie funkcjonuje podejście przeciwne. Odcięło mnie ono od ciała i na lata wtłoczyło w gorączkowe próby schudnięcia bez związku, z tym jak się czuję.

Uwaga! Reklama do czytania

Cud rodzicielstwa

Piękna i mądra książka o istocie życia – rodzicielstwie.

Czy na pewno chudszy znaczy zdrowszy?

Hola hola – być może powie ktoś, czytając ten tekst. Nie akceptujmy nadwagi i otyłości, bo jest szkodliwa dla zdrowia. Otóż, nie jest to jednoznaczne. Jak piszą w książce Wypalenie siostry Nagoski: „Waga i zdrowie to dwie różne rzeczy” [2]. Według nich wskaźnik BMI „został stworzony przez panel dziewięciu osób, z których siedem było zatrudnionych w klinikach odchudzających, więc miało interes finansowy w zachęcaniu do korzystania z usług tych placówek” [3]. Z przytoczonych przez nie badań z kolei wynika, iż „można być zdrowszą, kiedy waży się trzydzieści kilogramów czy choćby więcej ponad ustaloną przez lekarzy «zdrową wagę», niż kiedy się ma choćby dwa kilo mniej poniżej tej wartości”.

Być może warto też samodzielnie odpowiedzieć sobie na pytanie „Czy odchudzam się dla zdrowia, tak naprawdę, czy podążam za kulturowym wzorcem?”. Ten kulturowy wzorzec zaś być może jest związany z czymś jeszcze głębszym – z posłuszeństwem i patriarchatem. Jak bowiem cytują siostry Nagoski za Naomi Wolf: „Kulturowa fiksacja na kobiecej szczupłości nie jest obsesją na punkcie urody, jest obsesją na punkcie kobiecego posłuszeństwa” [4]. Wyjaśniają, iż wziął się stąd, iż w XIX w. delikatność i kruchość kobieca stała się w cenie. A to dlatego, iż mężczyźni mając bardzo szczupłą żonę mogli pokazać swój status na tyle bogatego, by jego żona nie musiała, a wręcz nie mogła pracować, bo jest delikatną kruchą istotką.

Nie chodzi o to, żeby walczyć. Tylko o to, byśmy w tym wszystkim potrafiły dostrzec manipulację i się temu oprzeć. Byśmy umiały naszym córkom powiedzieć „Jesteś ok taka jaka jesteś, taka jak wyglądasz i z tym jesteś wspaniała. Nie musisz wierzyć innym, którzy mówią ci, jaka masz być. A twoim ciałem masz prawo zarządzać sama, nie po to, żeby zadowolić innych, ale żeby CZUĆ SIĘ DOBRZE„.

Nie chodzi mi też o obwinianie kogokolwiek. Chciałabym tylko, aby kolejne pokolenia dzieci miały już trochę inaczej. Żeby czuły się dobrze w swoich ciałach.

Ciałopozytywność w wieku 40+

Dla mnie celem ciałopozytywności nie jest promowanie otyłości, ale zrozumienie, iż waga i rozmiar nie są jedynym wyznacznikiem dobrostanu czy wartości człowieka. Być może, dbając o ten dobrostan jedynie pod kątem BMI i obwodu, wylewamy dziecko z kąpielą – obniżamy poczucie własnej wartości dziecka, tym samym nasilając stres, który z kolei wzmaga problem z otyłością.

Dziś w odpowiedzi na wciąż żywe w pamięci: „Ej, gruba, uważaj bo schudniesz” myślę, iż raczej nie schudnę. Takie mam ciało. Chcę dbać o zdrowie, czuć się dobrze, ale niekoniecznie to oznacza, iż MUSZĘ schudnąć. Nie oznacza, iż to mój priorytet, bo bez tego zdrowie jest niemożliwe. Zaczynam więc od innej strony – od akceptacji ciała i zajęciu się zdrowiem, bez myślenia o wyglądzie.

Jeśli po drodze w tym dbaniu o siebie i szukaniu sposobów, by mój metabolizm trochę przyspieszył, by moje ciało wyrzucało toksyny, zamiast je otorbiać w tłuszczu, waga też się obniży, to okej. A jeżeli nie, to też okej. Teraz, po latach, akceptuję siebie.

Idź do oryginalnego materiału