Dlaczego krzyczymy na dzieci? Odpowiedź jest inna, niż myślisz (i warto ją znać)

mamadu.pl 2 miesięcy temu
Jeśli będziemy wiedzieć, dlaczego podnosimy głos na swoje dzieci, mimo iż tyle razy postanawialiśmy nigdy więcej tego nie robić, być może uda nam się to zmienić. A to ważne i pożądane, bo krzyk nie uczy niczego dobrego. Co mówi o nas samych?


Powiedzmy to sobie szczerze: każdemu z nas zdarzyło się nakrzyczeć na dziecko. Jesteśmy ludźmi. Targają nami różne emocje. Nie sposób być idealnym rodzicem przez 24 godziny na dobę. Poszłabym choćby dalej: w ogóle nie można być idealnym rodzicem, bo taki po prostu… nie istnieje. Ale można być (wystarczająco) dobrym – i to właśnie powinno być celem każdego z nas.

Zapewne niemożliwe jest przejście przez życie bez podnoszenia głosu. Ba, czasem choćby krzyk może być najlepszym rozwiązaniem. Mam tu na myśli sytuację, w której dziecku grozi niebezpieczeństwo, a wykrzyczane ostrzeżenie może je przed nim uchronić. W innych sytuacjach jednak warto ściszyć głos i znaleźć inne narzędzia komunikacji z dzieckiem. Naprawdę.

Nikt z nas nie chce przecież krzyczeć na dzieci. Na widok dwóch kresek na teście ciążowym nie wykrzykujemy z radością: "Wspaniale! Będę dla ciebie mamą, która będzie na ciebie krzyczeć!". A jednak to robimy. Dlaczego choćby świadomi, wyedukowani wychowawczo rodzice podnoszą głos na dzieci?

Dlaczego rodzice krzyczą na dzieci


Jeśli krzyczysz na dziecko, być może spowodowane jest to jedną (lub wieloma) z tych rzeczy:


nie dbasz wystarczająco o siebie. Jesteś zestresowana i zmęczona. Niewyspana. To wszystko są stany, w których łatwo stracić nad sobą panowanie. Na pewno znasz to powiedzenie o zakładaniu w samolocie maski z tlenem najpierw sobie, a dopiero później dziecku. Cóż, to wciąż najbardziej obrazowy przykład, by uświadomić sobie, iż jeżeli nie zadbasz o siebie i o swój spokój, nie zadbasz o dobrostan dziecka. Przykro mi, nie da się inaczej.

Masz nierzeczywiste wymagania. jeżeli twoje dziecko wspina się na komodę, to nie oznacza, iż chce testować twoją cierpliwość. Dzieci są z natury odkrywcami. Potrzebują ruchu, doświadczania i eksperymentowania, by harmonijnie się rozwijać. Nie oczekuj, iż twoje dwuletnie dziecko będzie spokojnie siedzieć przy stole, dopóki cała rodzina nie zje niedzielnego obiadu. Nie wymagaj, by trzylatek zawsze wracał z przedszkola w czystych ubraniach. By nie wskoczył do kałuży. Albo by nastolatek utrzymywał nieskazitelny porządek w swoim pokoju. To tak, jakbyś oczekiwała od dziecka, iż przestanie oddychać. Musisz po prostu dostosować swoje oczekiwania do momentu rozwojowego, w którym aktualnie się znajduje. To zaoszczędzi ci wiele nerwów!

Nie wiesz, jak stawiać granice w łagodny sposób. Jesteś sfrustrowana. Najpewniej założyłaś, iż w swoim procesie wychowawczym nie będziesz stosować kar, tylko stawiać dziecku zdrowe granice. A kiedy ono je przekracza, czujesz się zagubiona. I w tej frustracji podnosisz głos. Brakuje ci narzędzi, masz za to wiedzę, czego robić nie powinnaś: nie wysyłać za karę do swojego pokoju, nie zabierać zabawki/telefonu, nie karać ciszą. Czujesz się bezradna w obliczu testowania granic. I wybuchasz.

Na ciebie też krzyczano. Ta smutna prawda dotyczy wielopokoleniowych zaniedbań wychowawczych. jeżeli nasi rodzice na nas krzyczeli, jest duża szansa, iż i my będziemy krzyczeć na własne dzieci. Tak jak na naszych rodziców prawdopodobnie krzyczeli ich rodzice... To błędne koło przemocy. Po prostu nie umiemy inaczej. Na szczęście można to zmienić, sięgając po zdrowe narzędzia wychowawcze.


W skrajnych przypadkach, kiedy sprawy zaszły już naprawdę daleko, za krzykiem może kryć się… depresja. Czasami maskuje ją właśnie złość. jeżeli więc czujesz, iż ta emocja przejmuje kontrolę nad twoim życiem, także w sytuacjach na pozór błahych, warto się temu przyjrzeć i zasięgnąć rady specjalisty.

Idź do oryginalnego materiału