Autyzm. Dlaczego ja?

Autyzm. Dlaczego ja?

Warszawa 08.02.2024 r. Krzysztof Grudzien - student. fot.Krzysztof Zuczkowski

Lekarze sugerowali mamie, żeby wysłała mnie do szkoły specjalnej, mówili, że to upośledzenie umysłowe. Nie posłuchała ich. Dziś studiuję Nazywam się Krzysztof Grudzień. Jestem osobą z autyzmem. Problem z tą chorobą mam od wczesnego dzieciństwa. Ale dzięki intensywnej terapii dzisiaj funkcjonuję na poziomie znacznie lepszym niż kiedyś. Dużo lepszym. Był czas, byłem wtedy bardzo mały, gdy lekarze, którzy mnie badali, sugerowali mojej mamie, żeby wysłała mnie do szkoły specjalnej, mówili, że mój przypadek jest beznadziejny, że to upośledzenie umysłowe, że powinienem być w zakładzie. To wiem od mamy. Ale nie posłuchała ich. Wierzyła we mnie. Dziś studiuję. Co pamiętam z najwcześniejszych swoich lat? Niewiele. Wiem od mamy, że nie umiałem mówić i że kontakt ze mną był bardzo ograniczony, a w zasadzie – żaden. Mama początkowo podejrzewała, że mam problemy ze słuchem. Zaczęła jeździć ze mną po różnych specjalistach i oni zdiagnozowali moją chorobę – autyzm. Dziecko z autyzmem inaczej reaguje. Pamiętam, byłem z tatą w sklepie. To był duży sklep, z materiałami budowlanymi. Nagle gdzieś z boku jechał wózek widłowy. Poczułem wtedy wielkie niebezpieczeństwo. Wózek nie jechał w moją stronę, był gdzieś dalej, ale mocno hałasował. To wystarczyło, żeby ogarnęła mnie absolutna panika. Zacząłem krzyczeć na cały głos, chciałem uciekać. Płakałem ze strachu. Musieliśmy wyjść ze sklepu. Długo nie mogłem się uspokoić. Do dziś pamiętam tamten strach. Oto inna scena. Uwielbiałem kakao. Nie mogłem się doczekać kubka kakao przy śniadaniu. I raz – zabrakło. Nie było kakao! A ja chciałem! Rzuciłem się na podłogę! Krzyk! Na cały głos! Łzy! Kopanie w podłogę! Jeszcze głośniej! Koniec świata – nie ma kakao! Mieszkaliśmy w bloku. Sąsiedzi nie mogli moich krzyków znieść. Musieliśmy przeprowadzić się na wieś. Lubiłem porządek. Tata woził mnie na terapię samochodem. Zawsze jeździliśmy tą samą trasą. I raz – pojechał inaczej! Jaką zrobiłem awanturę! Krzyczałem, waliłem w szyby, kopałem! Bo pojechał inaczej! Wiele osób pyta mnie, czy wtedy, kiedy krzyczałem na cały blok, jak potrafiłem najgłośniej, albo gdy krzyczałem w sklepie, zastanawiałem się, co myślą rodzice? Albo inni? Więc odpowiadam – wtedy się nie zastanawiałem. Nie widziałem tego. Empatia w tej chorobie jest wyciszona. Zwraca się uwagę na swoje samopoczucie. Wspomniałem o terapii… To było tak, że rodzice jeździli ze mną do lekarzy i dostałem skierowanie na rehabilitację, do fundacji Synapsis.  Średnio pamiętam początki, pierwsze spotkania z rehabilitantami, pierwsze zajęcia. Pamiętam trochę późniejsze i to, że bardzo mi pomogły. Muzykoterapia! Leżakowaliśmy i słuchaliśmy łagodnej muzyki. To był Chopin. To nie był hałas, który budził przerażenie. Muzyka pomaga! To pchnęło mnie w rozwoju. Zacząłem nawiązywać kontakt, potem poznawać litery. To nie nastąpiło jednego dnia. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy, dziś to wiem – rodzice wykonali gigantyczną pracę, by mi pomóc. Pracowali ze mną rehabilitanci w Synapsis, pracowali rodzice – w domu. Mama naklejała litery na podłodze w moim pokoju, żebym się z nimi oswajał. Inną metodą było powtarzanie za mamą słów, które ona mówiła albo pisała na kartkach i ja miałem to przeczytać. To nie było proste, bo przekręcałem. Było napisane „butelka”, a ja mówiłem „soczek”. Tak mi się kojarzyło… Albo mówiła do mnie różne słowa, zasłaniając usta – żebym to powtórzył. Chodziło o to, żebym uważał i nie przekręcił… Terapia była rozłożona w czasie, i stopniowo, krok po kroku, otwierałem się.  Bardzo mi też pomogła nauka gry na pianinie. Chyba najbardziej. Zacząłem grać. Lubiłem to. Po kilku miesiącach moje problemy z czytaniem i pisaniem zaczęły przechodzić. Przełamałem tę barierę! Zacząłem nawiązywać kontakty z innymi ludźmi. Czy to było łatwe? Oczywiście, że nie. Terapia wciąż trwała. Rodzice zaryzykowali, wysłali mnie do szkoły. To było wielkie wyzwanie. Nie lubiłem szkoły. Głośno! Dużo ludzi! Dużo agresywnych ludzi! Nie dogadywałem się z rówieśnikami. Było źle.  Dziecko chore na autyzm nie może czuć się w zwykłej szkole dobrze. Jest dla niego za głośno, materiał trzeba za szybko opanować, a ja nie mogłem nadążyć. Poza tym byli koledzy, którzy mi dokuczali. Takiemu dziecku, jakim wtedy byłem, łatwo jest dokuczyć. Jest powolne, nie potrafi na zaczepkę odpowiedzieć, nie potrafi się bronić, ma kłopoty z nauką… Przerwy – to był koszmar. Matematyka – niewiele z niej rozumiałem. Z matematyką miałem największe kłopoty.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc 30,00 zł lub Dostęp na 12 miesięcy 250,00 zł
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2024, 2024

Kategorie: Psychologia