KTO tak naprawdę jedzie na odosobnienie?

wszystkojedno.org 1 miesiąc temu

Większość z nas organizuje się w rzeczywistości podążając bardzo gwałtownie za impulsem, który może być opinią, narracją, potrzebą, które – jak się okazuje z czasem – niekoniecznie są „nasza”. Typowym zakotwiczeniem w życiu jest słowo JA, którego używamy od wczesnego dzieciństwa, pośrednio i bezpośrednio. Idziemy więc przez życie jakby cała rzeczywistość miała na uwadze to nasze JA. Stawiamy siebie w centrum wydarzeń i komunikujemy to nie tylko między sobą, ale także w wewnętrznej narracji.

co ja robię, patrzę w jest
w to samo jest mnie i to samo jest wody
w to olśnienie
w to jestnienie
jest nie nie
które scalam
które skracam do istnienia
/Krystyna Miłobędzka/

Zwykle nie jest to świadomym wyborem, przyjmujemy to po prostu ze środowiska – społeczeństwa, rodziny, grupy rówieśniczej, szkoły. Przez myśl nam nie przechodzi, iż może być inaczej, iż postrzeganie i doświadczanie wszystkiego z perspektywy JA może być tylko złudzeniem i nawykiem. Nie zadajemy sobie niestety pytania “czym/kim jest JA, z którym tak się identyfikuję?”, “jak powstaje to JA?”. Poprzestajemy na tym, co JA robi, jak oceniania czy jest oceniane, czy robi dobrze czy źle.

Przenosząc taką postawę – czyli zamknięcie się w perspektywie JA i nie poddawanie jej wątpliwościom – na grunt praktyki zen i udziału w sesshin możemy zauważyć, iż praktykujemy jakbyśmy byli przekonani, iż na poduszce siada jakieś konkretne JA i uczestniczy w zazen, iż istnieje JA, które postanawia przyjechać na odosobnienie i na dodatek “JA postanawia tym razem osiągnąć oświecenie”, “JA chciałoby w końcu być spokojną/ym”.

W sumie nic dziwnego, iż z taką narracją wchodzimy w różne obszary życia, skoro od najmłodszych lat całe otoczenie mówi do nas, o nas i dodatkowo – mówi nam. Wychowujemy się nie tylko poprzez działania, emocje, ale także poprzez komunikację werbalną. Oczywistość naszej jaźni, bycia tym konkretnym JA wydaje się wtedy tak naturalne, iż rzadko przychodzi do głowy komukolwiek przyglądnąć się jak to naprawdę jest.

Niby od wieków zajmowano się istotą JA, ale nie z perspektywy jak to JA powstaje czy jak dochodzi do jego powstania. Zadawano pytania typu “kto stworzył JA, czy jest ono podobne do Boga, co ma robić, a czego nie robić, aby dojść do Boga?”. Owszem stawiano pytania, ale tworzono je zawsze w stosunku “do nas”, a nie “o nas”.

Po nasiąknięciu taką narrację trafiamy w pewnym momencie życia na sesshin z nastawieniem, iż JA idzie wcześnie rano medytować, potem idzie na posiłek, spacer i znowu na medytację. Nie zastanawiamy się nad strukturą tego JA, tylko planujemy, co JA mam zrobić, osiągnąć, a czego unikać i czego nie chce tym razem. Wracamy potem z odosobnienia z poczuciem, iż JA nic nie osiągnęło.

Tymczasem sednem zazen nie jest treść, a forma JA. Nie chodzi o to jak – i czy w ogóle – JA medytuje, ale o to kim /czym jest JA, czyli KTO medytuje, jak dochodzi do powstania tego, KTO medytuje.

Przed nami kolejne odosobnienia tego roku, majowe i czerwcowe, czyli okazja także dla osób, które od lat praktykują, wejścia w rytm sesshin z nieco innej niż zwykle perspektywy: bycia i uczestniczenia z ciekawością jak JA się tworzy, kiedy, gdzie, a nie co to JA może tym razem zrobić lepiej, uważniej, co może osiągnąć. Każde sesshin jest nowym spotkaniem z pytaniem “Jak dochodzi do powstania JA?”, nie tylko dla osób początkujących, ale dla wszystkich z nas. Bez względu na ilość odosobnień i długość praktyki.

_____

Jeśli ten wpis Cię zainteresował czy zainspirował, wesprzyj naszą redakcję.

Idź do oryginalnego materiału