Nie zakrywam stomii, bo to część mnie

stomalife.pl 1 rok temu

Wywiad z Agnieszką Zogłowek
Rozmawia: Patrycja Bujarska

Dziewczyna, której życie zmieniło się na lepsze po wyłonieniu stomii. Kobieta, która zyskała nowy sens życia, energię do działania i własne wartości. Spełniająca się w każdej roli: tej rodzinnej i zawodowej.

Ten wywiad okazał się przekazem na miarę mów motywacyjnych, a jest jedynie szczerą i prostą spowiedzią osoby, która dziękuje za nowe życie – życie ze stomią.

Agnieszka Zogłowek, 28 lat. Mama czteroletniego syna, właścicielka salonu Cool Hair i specjalistka w zakresie przedłużania i zagęszczania włosów. Od ponad roku dumna stomiczka i spełniająca się na każdym kroku kobieta.

Patrycja Bujarska: Dlaczego zgodziłaś się na ten wywiad? Co tobą kierowało? Jaka była twoja pierwsza myśl, gdy usłyszałaś o tej propozycji?

Agnieszka Zogłowek: Zgodziłam się na ten wywiad, żeby pokazać, zarówno osobom chorym jak i zdrowym, iż życie ze STOMIĄ to nie wyrok. I można z nią normalnie żyć! Nie na 100%, a na 200%.

PB: Gdybyś miała opisać siebie w dwóch zdaniach, to jakich słów byś użyła? Czy padło by słowo „stomiczka”?

AZ: Nie, ponieważ totalnie się nią nie czuję. Nie czuję się inna niż wszyscy. Po tym, co przeszłam w walce z chorobą, na pewno czuję się bardzo silną kobietą, staram się wyciskać życie jak cytrynę, dużo się uśmiechać i przede wszystkim starać się nie wracać i nie rozpamiętywać przeszłości.

PB: Mówią, kobieta zmienną jest… Jaka byłaś przed zabiegiem, a jaka jesteś teraz?

AZ: Myślę, iż bardzo się nie zmieniłam. Na pewno jestem silniejsza i bardziej pewna siebie. Czuję się bardziej kobieco niż w czasie choroby i choćby w okresie przed zachorowaniem.

PB: A co zmieniło się w twoim życiu?

AZ: Na pewno zmieniły się moje priorytety. Wcześniej nie doceniałam małych rzeczy, gestów… Długie pobyty w szpitalu, ogrom bólu, walka o zdrowie i życie nauczyły mnie cieszyć się choćby z tego, iż świeci słońce, wieje wiatr, drzewa są zielone, a ja mogę spokojnie i o własnych siłach wyjść przed szpital, usiąść i poczytać ulubioną książkę. Tak po prostu…. Może brzmieć to banalnie, ale tak jest, kiedy mówię o tym, dostaję gęsiej skórki, bo osoba, która nie walczyła o życie, nie zrozumie, iż największa magia tkwi w tych najmniejszych gestach.

PB: Jesteś bardzo energiczną i radosną osobą. Codziennie pracujesz, wychowujesz syna, a pozytywna energia jest z tobą cały czas. Zawsze taka byłaś? Masz jakieś własne sposoby na pozytywne myślenie?

AZ: Staram się… ale to nie jest tak, iż nigdy nie mam gorszych dni… bo mam, tak samo, jak każdy z nas… Ale żeby chcieć rano wstać z łóżka, trzeba widzieć w tym jakiś sens. Moim sensem jest mój synek. Pamiętam, jak zachorowałam, jak nagle z dnia na dzień zawalił się cały mój świat. Byłam załamana, wściekła na Boga i na cały świat, dlaczego to spotkało właśnie mnie? Byłam pełna nienawiści i chociaż wszyscy mówili, iż będzie dobrze, ja nie potrafiłam myśleć w taki sposób. Ból i cierpienie trwały i trwały, nie widać było choćby cienia poprawy przez długi, długi czas, więc jak tu myśleć pozytywnie… Wtedy koleżanka przyniosła mi książkę Louise Hay Jak uzdrowić swoje życie. Zaczęłam ją czytać i wdrażać w życie afirmację, optymizm i pracę nad sobą. Wyobrażałam sobie wtedy, iż jestem zupełnie zdrowa. Zapisywałam rzeczy, które zrobię, jak wyjdę ze szpitala, i nagle… możesz wierzyć lub nie, ale z dnia na dzień moje wyniki stawały się lepsze, aż w końcu po prawie trzech miesiącach udało mi się utrzymać pierwszą remisje i wyjść na „wolność”. Teraz też bardzo wierzę w potęgę podświadomości i siłę przyciągania. I każdego dnia pracuję nad swoim rozwojem osobistym. Równowaga między głową a ciałem to ogrom pracy.

PB: Czy twoje obecne podejście do życia: dbanie o siebie, spotkania z przyjaciółmi, wyjazdy czy samorozwój, o którym przed chwilą wspomniałaś, to sposób na życie, który masz od zawsze? Czy może próba odreagowania tego, co przeżyłaś w związku z wyłonieniem stomii?

AZ: Hm… od zawsze taka byłam. Lubiłam dbać o siebie i czuć się pięknie. Uwielbiałam żyć aktywnie, spędzać czas z rodziną, przyjaciółmi, szaleć, bawić się – zawsze było mnie wszędzie pełno. Choroba odebrała mi bardzo wiele pięknych chwil, dlatego teraz, kiedy jestem już zdrowa, obiecałam sobie cieszyć się życiem i nie marnować ani jednej chwili, bo życie jest naprawdę bardzo krótkie i kruche.

PB: Życie bardzo krótkie i kruche – bardzo poważne i refleksyjne zdanie jak na tak młodą kobietę. To tylko pokazuje, ile przeszłaś i jak wielką posiadasz świadomość i wartość życia. Nie mogłabym zatem nie zapytać o twoją receptę: Co poleciłabyś innej kobiecie po takiej operacji?

AZ: Każdej kobiecie, która przeszła to, co ja, powiedziałabym: zawsze porównuj się nie do tych, co mają lepiej, ale do tych, którzy mają gorzej. Ludzie żyją bez rąk, bez nóg i żyją! Cieszą się życiem, uprawiają sporty, zdobywają medale, a nie płaczą i użalają nad sobą. Bóg nigdy nie daje nam więcej, niż potrafimy udźwignąć – widocznie uznał, iż jesteśmy wyjątkowe.

PB: Operacja wyłonienia stomii jest ciężką decyzją. Jak u ciebie wyglądał proces podejmowania tej decyzji? Jak zareagowali bliscy? Radziłaś się kogoś? Czy to wywoływało w tobie lub u innych wstyd? Obrzydzenie? Żal?

AZ: Zachorowałam w 2015 roku. Przez ponad 5 lat walki z chorobą próbowałam różnych leków od sterydów po leczenie biologiczne i inne niekonwencjonalne metody. Niestety żadne z nich na dłuższą metę nie pomagały. Mój ogólny stan zdrowia bardzo się pogarszał… Wyglądałam i czułam się jak wrak człowieka. Miałam dość ciągłego bólu, cierpienia i życia, w którym nie można nic zaplanować, bo choroba i zaostrzenie objawów przychodziły znienacka i w szybkim czasie robiły ze mnie kalekę. Życie przeciekało mi między palcami. Kiedy poszłam na wizytę do mojego lekarza prowadzącego i czułam się naprawdę bardzo źle, usłyszałam, iż jedyną opcją, żebym wyzdrowiała, jest operacja, czyli całkowite usunięcia jelita grubego wraz z już bardzo chorą odbytnicą i ostatecznie wyłonienie stomii. Potrzebowałam 12 godzin na podjęcie decyzji. Pamiętam, iż już rano dzwoniłam do lekarza, prosząc, żeby znalazł mi najbliższy termin operacji. Miałam miesiąc, żeby oswoić się z tym, co mnie czeka, ale przyszło mi to bardzo łatwo. adekwatnie to nie mogłam się doczekać dnia operacji i tego, żeby ten cały horror się już skończył. Wielu moich znajomych choćby nie wiedziało, jak bardzo cierpię, bo tej choroby nie widać na pierwszy rzut oka. Moi bliscy, którzy widzieli mój stan zdrowia, byli bardzo przerażeni, bali się o mnie, czy poradzę sobie psychicznie po operacji. Role były odwrócone: to ja uspokajałam ich, zamiast oni mnie. Przed operacją kontaktowałam się z dwiema dziewczynami ze stomią, które znalazłam na instagramie. Pisałam do nich i zadawałam pytania, jakie rodziły się wtedy w mojej głowie.

PB: A jak wspominasz samą operację i czas rekonwalescencji?

AZ: Po operacji czułam się bardzo źle. Operacja trwała 11 godzin, a ja bardzo kiepsko znoszę narkozę. Byłam też bardzo obolała. Natomiast z każdym dniem było coraz lepiej. Pamiętam swoją pierwszą wymianę worka po powrocie do domu. Byłam trochę przerażona, pomagała mi mama. Nie wspominam tego zbyt dobrze – nie potrafiłam wycinać prawidłowo otworu, bałam się dotknąć czerwonego guzika, który wystawał mi na powierzchni brzucha… Dodatkowo zjadłam wcześniej na obiad buraki i strasznie się przestraszyłam, kiedy treść w środku worka była czerwona. Myślałam, iż to krew i iż coś jest nie tak. O mało wtedy nie zemdlałam.

PB: Ale patrząc dziś na ciebie, muszę założyć, iż chyba już potem było tylko lepiej?

AZ: Tak, później było już tylko lepiej. Dzisiaj worek mogę wymieniać z zamkniętymi oczami. Ale pamiętam jeszcze jedną rzecz, z którą borykałam sie przez pewien czas: w nocy i kilka razy podczas pobytu w pracy worek mi przeciekał, a treść wychodziła na zewnątrz, brudząc mi ubrania. Nieraz obudziłam się z całą treścią na brzuchu, piżamie… Ale szczerze? Śmiałam się wtedy, absolutnie nie czułam wstydu lub obrzydzenia. Dzwoniąc do mamy, mówiłam, iż wszystko jest lepsze od tego bólu i cierpienia. Później okazało się, iż po prostu miałam źle dobrane worki, bo moja stomia jest bardzo malutka i wklęsła, więc teraz noszę worki dla dzieci i po prostu muszę mieć model bardziej wypukły. Odkąd mam te adekwatnie dobrane, to nic takiego się nie zdarza! Mimo stomii chodzę na basen, plażę, siłownię, nie przeszkadza mi totalnie w niczym. W końcu jestem szczęśliwa !

PB: Jedni po operacji płaczą… a drudzy? Nie zdziwiłabym się, gdybyś to świętowała? Czy obiecałaś sobie coś zrobić po operacji? Nowa fryzura? Sesja zdjęciowa? Wyjazd na wakacje? Czy coś innego?

AZ: Tak masz całkowitą rację – oczywiście, iż świętowałam! Zafundowałam sobie kobiecą sesję zdjęciową, bo chciałam pokazać, iż kobiety ze stomią mogą być seksowne, choćby bardziej niż wcześniej, bo wygrały życie!

PB: Bardzo podoba mi się to ostatnie zdanie! Gratuluję ci takiej dojrzałości i świadomości życia. Czy taka osoba, jak ty, potrzebowała psychologa?

AZ: W dzisiejszym świecie pełnym różnych zawirowań, chodzenie do psychologa to nie wstyd. W moim otoczeniu praktycznie co druga osoba korzysta z takiej pomocy i ja również, ale akurat nie z powodu stomii – ten temat mam już przerobiony w swojej głowie.

PB: Czy pod tym radosnym i twardym wizerunkiem kryje się kobieta, która również ma słabsze chwile i po prostu płacze? Czy ty w ogóle płaczesz? W jakich chwilach?

AZ: W głębi duszy jestem bardzo wrażliwą osobą. Wszystko bardzo przeżywam, ale wiem, iż to do niczego dobrego nie prowadzi i iż ucierpi tylko na tym moje zdrowie. Kiedy jest mi źle, to nie płaczę, tylko szukam sobie zajęcia, kolejnego celu i skupiam na tym całą swoją uwagę. Zawsze daję z siebie 100%, więc zaangażowanie i satysfakcja sprawiają, iż gwałtownie zapominam o smutku. Chociaż myślę, iż płacz czasami jest potrzebny. Ja niestety nie potrafię płakać. Mam chyba zbyt silny charakter.

PB: A co zmieniło się w twojej samoocenie i samoakceptacji po operacji?

AZ: Na początku miałam kompleksy, bo w czasie choroby byłam bardzo chuda i miałam bardzo duży kłopot z przytyciem. Po operacji z racji, iż uwielbiam jeść, gwałtownie udało mi się przytyć. Jak każda kobieta mam cellulit i inne niedoskonałości. Staram się uprawiać systematycznie sport, chodzić na siłownię, dobrze się odżywiać, ale wciąż na wszystko brakuje mi czasu. Pracuję nad tym, żeby dbać o siebie przede wszystkim dla zdrowia, a nie z powodu jakichkolwiek kompleksów.

PB: Wydarzenia i przeżycia kształtują naszą osobowość. Ty wydajesz się mieć bardzo mocną i twardą osobowość – czy to oznacza, iż dużo przeszłaś? Co możesz powiedzieć dziewczynom, które są na początku tej drogi?

AZ: Tak, to prawda. Mój silny charakter ukształtowało bardzo wiele ciężkich chwil w moim życiu. Mam 28 lat, a przeszłam w życiu więcej niż niejedna czterdziestolatka, ale nie przeszkadza mi to. Te wydarzenia to dla mnie cenne lekcje, z których wyciągam wnioski i idę dalej. Przede wszystkim nigdy się nie poddaję i jakkolwiek banalnie może to dla wielu ludzi brzmieć – takie jest moje podejście i wiem, iż u mnie się sprawdza.

PB: Czy w związku z operacją zmieniłaś coś w sobie? W swoim ubiorze, stylu życia? Jaki masz stosunek do pokazywania swojego ciała, np. w stroju kąpielowym?

AZ: Nic nie zmieniłam. Absolutnie nic. Noszę te same obcisłe sukienki, kiedy wychodzę na miasto z koleżankami, i ten sam jednoczęściowy strój, kiedy idę na plażę. Nie zakrywam stomii, bo to część mnie.

PB: Czy uważasz, iż w Polsce temat stomiczek jest odpowiednio propagowany? Czy Polacy wiedzą, co to jest oraz, jak to prawidłowo postrzegać?

AZ: Moim zdaniem w Polsce, jak i na świecie, jest to wciąż temat tabu. Kojarzy się z czymś wstydliwym, a choćby obrzydliwym – ze starszymi ludźmi, z rakiem i z jakimiś dziwnymi ograniczeniami.

PB: Myślałaś o tym, żeby to zmienić?

AZ: W zasadzie fakt, jak o tym mówię i iż zgodziłam się na ten wywiad, sesję zdjęciową pokazującą stomię, budzi we mnie przekonanie, iż coś zmieniam – chcę pokazać, iż jest inaczej, niż wiele osób myśli, sugerując się starymi, głupimi stereotypami. Chętnie wzięłabym udział w jakiejś akcji społecznej, które je przełamie. Ze smutkiem obserwuję, iż coraz więcej młodych ludzi choruje na podobne choroby i boi się tego, co może nastąpić, czyli operacji wyłonienia stomii.

PB: Na co dzień pracujesz głównie z kobietami, prawda? Czy ich widok nie sprawia ci czasami przykrości lub nie czujesz się zazdrosna? A może właśnie to praca z kobietami daje ci dodatkową siłę do działania?

AZ: Nigdy niczego nikomu nie zazdrościłam. Jakim byłabym człowiekiem, jeżeli zazdrościłabym komuś, iż jest zdrowy? Życie jest jak echo, co wysyłasz, to wraca, co siejesz – zbierasz, co dajesz – dostajesz, a to, co widzisz w innych, istnieje w tobie.

PB: Czy jest coś, co straciłaś z powodu wyłonienia stomii?

AZ: Oczywiście – ból i cierpienie. Nic więcej.

PB: A czy jest coś, co zyskałaś z powodu wyłonienia stomii?

AZ: euforia życia. Nikt nie ma takiej euforii życia jak osoba, która przeszła poważną chorobę.

PB: Czy podjęłabyś tę decyzję ponownie?

AZ: Bez zastanowienia. Jestem z tego dumna. To była najlepsza decyzja w moim życiu. Nigdy ani przez chwilę nie pomyślałam inaczej.

PB: Co chciałabyś powiedzieć lub zrobić dla innych kobiet, które również są lub zostaną stomiczkami?

AZ: Przytulić i powiedzieć, iż wszystko będzie dobrze! Przede wszystkim bądź bohaterką swojego życia, nigdy ofiarą.

autor fotografii: Patrycja Kamela

Idź do oryginalnego materiału