Nienawidzę tego widoku, ale sama robię to mojemu dziecku. Oto dlaczego

mamadu.pl 7 miesięcy temu
Po sieci krąży taki mem: tarzający się ze śmiechu prowadzący popularny angielski program motoryzacyjny, z podpisem brzmiącym mniej więcej: "Kiedy bezdzietni mówią mi, na co oni nie będą nigdy pozwalać swoim dzieciom".


Osobiście uważam, iż jest to jeden z najtrafniejszych komentarzy dotyczących rodzicielstwa, ale również kondycji naszego społeczeństwa. Nie ma bowiem nic łatwiejszego dla drugiego człowieka niż ocena innego. A szczególnie jeżeli tym ten "inny" zostaje rodzicem.

Ja sama oceniałam srogo, biję się w pierś. Jednym z wielu działań, które poddawałam nieeleganckim komentarzom, był widok dzieci przy stolikach w restauracji wpatrzonych w ekrany telefonów.

Dopóki sama nie zostałam matką wyjątkowo energicznej prawie 6-letniej dziewczynki i podjęłam kiedyś decyzję, iż idę do restauracji po to, by cieszyć się posiłkiem, a nie animować swoje dziecko przez cały czas.

Nie jestem animatorką na etacie


Tak, ja też daję córce telefon, by móc spokojnie zjeść i porozmawiać z kimś dorosłym. Nie wiem, jak inaczej miałabym sobie odebrać te momenty. Moja córka jest w stanie bez zajęcia posiedzieć w miejscu pięć minut może. Po tym czasie zaczyna się kręcić, szukać atrakcji, wchodzić pod stolik, eksplorować otoczenie wokół knajpy. Słowem: moje oczy i uwaga muszą być w gotowości, nieprzerwanie. To niezwykle męczące.

I tak, słyszałam już argument: chciałaś dziecko, to masz. Dzięki, wyjątkowo elokwentny. Pragnęłam dziecka i mam, i w swojej ocenie poświęcam jej 99 proc. swojego czasu, życia i uwagi. I jestem z tym ok! Jednakowoż chciałabym od czasu do czasu zjeść ciepły posiłek w restauracji na wyjeździe, popić lampką wina i nie wykręcać w tym czasie szyi dookoła głowy, sprawdzając, czy moje dziecko już wybiegło na ulicę za gołębiem, czy jeszcze nie.

I wtedy pojawia się ostateczność: telefon. Pierwszy raz pojawił się dość późno, jak na otaczające nas realia. Kiedy była mała, było łatwiej ją zająć wszystkim innym. Zabawki, kolorowanki, książeczki. Teraz wszystko nudzi się po minucie, chyba iż to ukochany Krecik na YouTube albo rysowanie jednorożców w notatkach Mamy.

Tak to wygląda i wiecie co państwo? Już nie mam z tym problemu. Mam za to istotną lekcję dla siebie: nie oceniaj, dopóki sam nie wejdziesz do tej rzeki. Nie wystawiaj osądów, nie zapatruj się na innych. Zajmij się sobą, swoim dzieckiem, tak, jak umiesz najlepiej i odpuść. Sobie i innym.

Każdy, tak czy inaczej, musi wykonać swoją pracę, każdy musi nauczyć się podejmować decyzje i ponosić ich konsekwencje. Tak, złoszczę się na siebie, kiedy Marysia przed snem prosi o telefon. Jestem zła, bo chciałabym, żeby nie padła ofiarą uzależnienia. Wtedy oddycham, odpuszczam, mówię spokojnie: nie. I jestem przy niej, żeby się poprzytulać, powygłupiać, poczytać książkę, pośpiewać kołysankę. Równowaga. Trudna do utrzymania, ale nie niemożliwa.

Idź do oryginalnego materiału